poniedziałek, 5 listopada 2012

Rozdział 5.

Przetarłam twarz mokrą dłonią, aby nawilżyć bladą skórę. Przyglądałam się sobie w lustrze. Wyglądałam naprawdę źle, podkrążone i sine oczy, popękane usta i zadrapania na policzku. Ostatnio w takim stanie byłam, gdy w wieku 10 lat zostałam potrącona przez samochód. Przeżyłam, bo mężczyzna zdążył zwolnić, lecz i tak do szpitala trafiłam ze złamaną nogą i siniakami. Podejrzewano u mnie wstrząśnienie mózgu, ale na szczęście z moją głową było w porządku. Od tamtego czasu nienawidziłam szpitala, jego atmosfera i wygląd tylko pogarszał samopoczucie chorej osoby. Nie czułam się tu dobrze, samej mi się nudziło i każdy dzień się dłużył. Siedziałam już w tym miejscu dwa dni, z czego jednego nie pamiętam.

Tak samo od małego przeraźliwie bałam się bólu i brzydziłam krwi. Kiedyś, gdy mama skaleczyła się w palec nożem kuchennym i ja to zobaczyłam, zemdlałam. Jedyne co pamiętam z tamtego wydarzenia to ból ramienia od upadku na podłogę.

Nadal spoglądałam w moje odbicie. Włosy wciąż były związane w ten sam warkocz, który zaplotłam dwa dni temu. Na czole uciskał mnie bandaż z lekkim przeciekiem czerwonej krwi, który był zmieniany codziennie, aby rana szybko się goiła. Przybliżyłam rękę do ust, aby i ją ujrzeć w lustrze. Tak samo jak czoło była zawinięta w biały materiał, a rana bolała przy dotyku. Jeszcze raz przemyłam twarz zimną wodą i wróciłam do pokoju. Usiadłam powoli na łóżku, by zapobiec zawrotom głowy. Nie było ono zbyt wygodne, nawet sama Emily zaczęła by jęczeć i kłócić się, że dłużej tu nie zostanie. Tęskniłam za nią, kochałam ją, mimo, że zajęła tak wspaniałego chłopaka. Zazdrościłam jej nie tylko jego, ale też kochającej rodziny.

Znów wróciły do mnie wspomnienia sprzed dwóch dni. Zadawałam sobie non stop pytania: Czemu to właśnie do Dominica zadzwoniłam? Zdenerwowanie czy zbieg okoliczności? A może nie panowałam nad sobą i przyciskałam co popadnie? A czemu on został ze mną i siedział tu zestresowany moim stanem zdrowia? Nie powinien być wtedy przy swojej dziewczynie i miło spędzać z nią czas? Nie umiałam sama odpowiedzieć na te wszystkie pytania. W każdej wolnej chwili miałam je na myśli, ale od razu je odganiałam. Miałam ważniejsze sprawy i ważniejsze problemy. Nie mogłam rozpaczać z powodu jakiegoś tam chłopaka.

Wzięłam do ręki kubek z do połowy nalanym sokiem pomarańczowym i wypiłam wszystko jednym duszkiem. Przy okazji wzięłam telefon do ręki i sprawdziłam wiadomości, ale niestety niczego nie dostałam.

-Cześć kochanie. – odruchowo odłożyłam telefon i spojrzałam na drzwi. Stała w nich mama z Maxem, a za nimi tata. Bardzo ucieszyłam się na ich widok, a przede wszystkim taty. Nie widziałam go od dwóch miesięcy, bo gdy ostatnio nas odwiedził ja siedziałam w Newton Abbot na uczelni i wysłuchiwałam o najważniejszych narządach w organizmie człowieka. Tata był wysokim, muskularnym mężczyzną. Miał szczupłą twarz, czarne kręcone przy długie włosy, zielone duże oczy i okulary na nosie. Jak zawsze miał na sobie dżinsy i koszulę. Mój brat był bardzo do niego podobny, jedyną różnicą były ciemne oczy po mamie i spuchnięte powieki od nieprzespanych nocy. Miał na sobie czarne obcisłe spodnie i bluzę z kapturem, na której widniała nazwa jakiegoś zespołu. Mama zaś miała okrągłą twarz i krótkie włosy, a na policzkach widniały małe piegi. Uwielbiała sukienki w pastelowych kolorach, w których było jej do twarzy i pasowały do jej szczupłej sylwetki. Dziś też założyła sukienkę w odcieniu pastelowej pomarańczy. Wszyscy mówili, że jestem do niej podobna, gdyż też miałam dość okrągłą twarz i jasne blond włosy, tylko że moje sięgały poniżej połowy pleców.

-Hej słoneczko. – podszedł tata i pocałował mnie w czoło. Usiadł na moim łóżku, mama przycupnęła na krześle obok niego. Tylko Max stanął przy oknie i oparł się o parapet. Wydawał mi się zestresowany i czymś bardzo przejęty.

-Max, może byś się tak mógł z własną siostrą przywitać? – skarciła go mama, ale on nie odpowiedział, pociągnął jedynie nosem.

-Co się stało? – zapytałam zestresowana.

-Widzisz, znaleźliśmy dziś u twojego brata papierosa.

-Tak, to prawda. Ale to nie znaczy, że jest mój. Zaczęli na mnie krzyczeć. – odpowiedział wciąż wpatrzony w okno.

Tylko ja wiedziałam jaka jest prawda. Czasem myślałam, że robię źle nie mówiąc o tym rodzicom, ale z drugiej strony bym bardzo zraniła własnego brata, gdyby wszystko wyszło na jaw. Tak więc tkwiłam w błędnym kole.

-Mamo, Max ma rację. Za szybko wyciągacie wnioski. – obstałam za bratem.

Mama westchnęła i miała już coś powiedzieć, gdy tata złapał ją za ramię.

-Olivio, nie powinniśmy rozmawiać o takich rzeczach przy Zoey. Ona i tak ma już dużo swoich problemów. – zwrócił się do mnie. – Jak się czujesz?

-Ból głowy, nadgarstka, mdłości. Poza tym jest dobrze. – skłamałam. Nie czułam się dobrze ani fizycznie, ani psychicznie.

-To dobrze. – ucieszyła się mama. – Słuchaj, zastanawia mnie pewna rzecz, a raczej ktoś. Jak przyjechałam tu do ciebie wczoraj i przedwczoraj siedział tu pewien chłopak.

Zamurowało mnie. Zaczęły mi się trząść ręce.

-Nie wiem mamo o kim mówisz. – znów skłamałam.

Zamilkła na chwilę widocznie układając odpowiedź w swojej głowie.

-Przyjechał z tobą karetką taki blondyn, wysoki i przystojny. Jak tu był nawet mi się przedstawił. Niejaki Dominic, o ile się nie mylę.

Miałam chęć walnąć głową o ścianę.

-Ach, Dominic. Tak, to mój kolega, znajomy. – poprawiłam. – Chłopak Emily.

-Wydawało mi się, że jest tobą zauroczony. Patrzył na ciebie z taką troską.

Puściłam tą uwagę mimo uszu.

-Tato, opowiedz co nowego w pracy. – zmieniłam całkowicie temat, wiedziałam, że go załapią.

-Ach, bardzo dużo nowego się dzieje. – zaczął tata. – Tworzymy już nowe modele, nawet jeden jest w połowie moje projektu. Dostarczyli nam też ostatnio do firmy stare samochody do odnowy, bodajże z lat siedemdziesiątych i wcześniejszych. Naprawdę super, takie małe jeżdżące cudeńka. – zaświeciły mu oczy z zachwytu. – Poza tym ostatnio powiedziano nam, że chcą rozprowadzić naszą firmę na całe południowe wybrzeże, więc może też w Teingmouth. Było by naprawdę genialnie, bo wreszcie nie musiałbym was na tak długo zostawiać i wracałbym częściej do domu na noc.

Nie wyobrażałam sobie po tylu latach taty tak blisko. Oni nie mieli pojęcia o moim żalu do nich za całą przeszłość. Tak naprawdę ich życie w pracy zepsuło moje i Maxa dzieciństwo. On jednak nie przejmował się tym. Nie był nawet zainteresowany wizytą jego własnego ojca. Siedział właśnie na sofie i wpatrywał się w ekran telefonu, w ogóle nie słuchał opowiadań taty, był nieobecny. Ja jednak próbowałam przynajmniej udawać zainteresowanie i śmiałam się, gdy sytuacja tego potrzebowała. Oczywiście on wciąż z pasją opowiadał o tym, co się działo przez ostatni miesiąc i jakie ma plany związane z firmą. Mówił tak prawie pół godziny, aż wreszcie spojrzał na zegarek wiszący na ścianie.

-Olivio, jest już 16:00. Może pójdziemy coś zjeść?

-Oczywiście, też zgłodniałam. – wstała i spojrzała na swojego syna. – Max, idziesz z nami?

On jednak nie odpowiedział. Pokręcił jedynie przecząco głową. Rodzice wyszli i zamknęli za sobą drzwi od pokoju. Ja lekko zsunęłam się poduszkę i przyjrzałam się bratu.

-Fajnie jest być tym dobrym z rodzeństwa, co? – zapytał wstając i usiadł na krześle obok.

Przymrużyłam oczy.

-O co ci chodzi?

Spojrzał na moją chorą dłoń, złapał ją i ścisnął.

-Au. – poczułam kłucie i piecznie.

Puścił mnie i pochylił głowę.

-Właśnie taki ból czuję w sercu. – pociągnął nosem. – Nie masz zielonego pojęcia co czułem, gdy oni zaczęli z tobą robić…. Co robili.

-Ale o co ci chodzi? – powtórzyłam pytanie.

-To. – wyciągnął swoją lewą dłoń z kieszeni, która była równie zabandażowana jak moja. Powoli zaczął rozwijać biały materiał, aż moim oczom ukazały się głębokie rany. Odwróciłam natychmiastowo głowę i poczułam jak robi mi się niedobrze. Nie mógł tego robić. – Zoey, spójrz na mnie. – powiedział po kilku minutach.

-Nie, nie chcę na to patrzeć. – zamknęłam oczy.

-Ale ja już to zakryłem. – złapał mnie za zdrowy nadgarstek. – Błagam cię, tylko tobie mogę wszystko powiedzieć.

Odwróciłam się do niego powoli i spojrzałam mu w twarz. Miał łzy w oczach i wpatrywał się we mnie z powagą. Zrozumiał, że zawsze może na mnie liczyć i że nie ważne co się stanie, będę po jego stronie.

-Słucham? – uśmiechnęłam się do niego, aby dodać mu otuchy.

Przesiadł się na łóżko tuż obok mnie i znów spuścił głowę. Zobaczyłam jak na materiał jego bluzy z nadrukiem zespołu metalowego skapują pojedyncze łzy. Jak na siedemnastoletniego chłopaka był bardzo wrażliwy, bardziej niż nie jedna kobieta. To właśnie przez to zawsze mogłam rozróżnić mojego brata od narkomana.

-Widzisz, chciałbym ci opowiedzieć, co dokładnie zdarzyło się dwa dni temu. – zaczął bawić się palcami. Bardzo dobrze znałam ten odruch, gdyż sama go stosowałam w stresujących sytuacjach. – Kiedyś gdy zacząłem brać narkotyki spotkałem właśnie tych dwóch gości, Davida i Emila. Handlowali marihuaną i ja byłem ich regularnym klientem. Pewnego dnia znudziłem im się i uznali, że jeśli chcę towar, muszę coś dla nich zrobić. Ja jeszcze głupi zgodziłem się i spytałem czego by chcieli. Oni na to, że chcieli by mieć pistolety…

-I ty im powiedziałeś, że nasz tata kolekcjonuje broń palną. – dokończyłam za niego.

Pokiwał głową.

-Tak, niestety. – skrzywił się. – Ale później bałem się ukraść tacie tę broń i wreszcie oni sami zdecydowali się przyjść po zapłatę. Przyszli właśnie wtedy, gdy byłem sam w domu. Zaczęli się dobijać i mi grozić, więc wezwałem policję. Bałem się i zadzwoniłem też po ciebie. Ale nie przewidziałem tego, że przybiegniesz tak szybko i że oni cię dopadną. Wszystko się tak szybko działo i z mojej własnej głupoty mogłaś zginąć. Żałuję tego i przepraszam.

Zaszlochał.

-Ale jestem tu z tobą, cały czas. – odpowiedziałam spokojnie. Z drugiej strony mogłam mu zrobić wyrzuty, ale wiedziałam, że i tak już dużo miał na sumieniu. – Może popełniłeś parę błędów, ale nikt nie jest idealny.

Max uśmiechnął się blado.

-Jesteś złota. – nachylił się i objął mnie ramionami. – Dziękuję, że jesteś.

-Nie musisz za nic dziękować – odpowiedziałam i przytuliłam go mocno. On wtulił czoło w moją szyję i zaczął płakać. Siedzieliśmy tak chwilę, nie chciałam go od siebie odrywać, bo dobrze wiedziałam, że jest mu to potrzebne. Po kilku minutach odsunął się ode mnie, przetarł rękawem oczy i uśmiechnął się do mnie. Na ten widok poczułam ciepło w sercu.

-Tak dawno nie widziałam twojego uśmiechu. – usiadłam na poduszce.

On jednak nie odpowiedział, tylko zadał pytanie.

-No to co ty wreszcie myślisz o tym całym Dominicu?

Zaśmiałam się i wzruszyłam ramionami.

-Co mam myśleć? – zmieszałam się. – to chłopak mojej najlepszej przyjaciółki, jest moim znajomym.

-Kłamiesz. – wyszczerzył się i szturchnął mnie palcem w brzuch.

Nie zdążyłam niczego powiedzieć, bo właśnie w tym momencie weszli rodzice. Mama trzymała w ręku torebkę foliową, w której było nowe opakowanie soku pomarańczowego i dwie kanapki. Spojrzała na mojego brata siedzącego na łóżku.

-Przeszkodziliśmy wam w czymś? – zapytała zdziwiona.

-Nie. – odpowiedział krótko Max, wstał i podszedł do okna.

Mama nie zwracając uwagi na jego zachowanie podeszła do mnie i usiadła na krześle.

-Przyniosłam ci obiad. – położyła zakupy na stolik nocny. – Nie wiedzieliśmy, czy możemy przynieść tu coś gorącego, więc kupiliśmy jedynie kanapki. Są z kurczakiem, z tym, co lubisz.

Zaskoczyła mnie tym, że nadal pamiętała o moim przysmaku. Tata podszedł do mnie i ucałował mnie znów w czoło.

-Musimy już iść kochana, jest późno. – powiedziała mama wstając. – Ach, zapomniałabym. Emily dzwoniła i powiedziała, że wpadnie do ciebie ze znajomymi za jakieś trzy godziny. – dotknęła mojego czoła. – Wyglądasz na zmęczoną, sen dobrze ci zrobi.

-Masz rację mamo.

Uścisnęła mnie na pożegnanie, a po niej podszedł Max. Założył na głowę kaptur i uśmiechnął się promiennie. Nachylił się i znów wtulił głowę w moją szyję.

-Odezwę się później. – szepnął.

Gdy się odwrócił, rodzice patrzyli na niego z wielkim zdziwieniem. On jedynie wzruszył ramionami i wyszedł za drzwi. Mama z tatą pomachali mi na pożegnanie i zniknęli w korytarzu. Dopiero teraz zauważyłam, że zachowywali się dość spokojnie i dziwnie. Zazwyczaj byli całkowicie inni, a tu nawet zainteresowali się moim samopoczuciem. Gdyby byli tacy od zawsze, wszystko potoczyłoby się inaczej.

Wstałam na chwilę z łóżka, wyprostowałam nogi i zapaliłam lampkę nocną. Zgasiłam główne światło i znów położyłam się. Wzięłam sok i nalałam do kubka, a potem zabrałam się za kanapki. Byłam głodna, więc szybko pochłonęłam jedzenie. Gdy skończyłam strzepałam okruchy z pościeli i położyłam głowę na poduszce. Przespanie się było dość dobrym pomysłem, gdyż wstałam o piątej rano. Nie mogłam spać z powodu pielęgniarki, która nie mogła podłączyć mi kroplówki. Zamknęłam oczy.

*** 

-Wstawaj Zoey! – usłyszałam głos Emily, która ściskała moje ramię. Otworzyłam oczy i rozejrzałam się po pokoju. Było zapalone światło, a przy łóżku stali Matt, Tom, Chris i Dominic. – Wstawaj, bo chłopaki odwołali koncert specjalnie, żeby być tu z tobą. Matt wziął też gitarę, pobrzdąka trochę i będzie nam raźniej. A jak ty się czujesz?

Podniosłam się i usiadłam na poduszce opierając się o ramę łóżka.

-Ja w porządku. Nawet głowa mnie już nie boli. – zdziwiło mnie moje odkrycie.

Matt wyrwał się do przodu i podał gitarę Tomowi.

-Potrzymaj.

-A co ja jestem, stojak? – wziął od przyjaciela instrument z niezadowoloną miną.

Chłopak z krzywym zębem wystawił przed siebie rękę, w której trzymał bombonierkę.

-Nie wiem czy lubisz czekoladki nadziane, ale kupiłem je dla mojej przyjaciółeczki. – położył je na stoliku nocnym i z podskoku usiadł na łóżku. Znów wyciągnął ręce, tym razem łapiąc mnie za szyję i przytulił mocno. Po chwili kiwania się od prawej do lewej, puścił mnie, wstał i poszedł z gitarą usiąść na sofie. Za nim poszła reszta moich gości, oprócz Dominica.

-Jak się trzymasz? – spytał siadając na łóżku i złapał mnie za dłoń. Poczułam w brzuchu chmarę motylków, które łaskotały moje wnętrze.

-Teraz dużo, dużo lepiej. – dopiero po chwili dotarło do mnie co właśnie powiedziałam.

Zachichotał i przysunął się bliżej.

-To cieszę się, że poprawiłem ci humor. – zaczął rysować palcem serduszka na moim nadgarstku. – Jesteś taka piękna. – szepną prawie niesłyszalnie.

-Co? – zapytałam całkowicie zaskoczona jego wyznaniem. Ale on nie odpowiedział mi słowami, przejechał wierzchem dłoni po moim policzku i jeszcze bardziej się przybliżył. Patrzył mi głęboko w oczy, dotykaliśmy się nosami. Po chwili nachylił się i poczułam na wargach jego usta.



~*~*~ 

Uff, udało mi się napisać piąty rozdział. Miałam pewne przygody z nim, gdyż miał on się pojawić już wczoraj, był gotowy, ale niestety mój stary komputer zapomniał jak to jest zapisać pliki i całkowicie usunął mi dokument. Tak więc musiałam dziś znów napisać. Mam nadzieję, że nie zanudził was.

Mam parę informacji związanych z blogiem. Stworzyłam podstronę „SPAMownik”, w której możecie pisać o swoich pomysłach, różnych uwagach dotyczących bloga i opowiadania, ale również reklamować własne strony. Została też założona podstrona „Pytania”. Jeśli macie jakieś pytania, piszcie tam, a ja spróbuję odpowiedzieć.

Chciałabym wam też podziękować za to, że jesteście tu, czytacie moje wypociny i dodajecie komentarze. One właśnie są dla mnie ważne, ważne jest wasze zdanie na temat tego co tu jest. To właśnie wy i wasze komentarze mobilizacją dla mnie do tworzenia dalszych przygód Zoey.

Pozdrawiam,

Ada Howard :)

4 komentarze:

  1. No nareszcie piąty rozdział :) Złośliwość rzeczy martwych z tym komputerem xd Super zakończenie :> Już nie mogę się doczekać jak rozwinie się akcja! :>

    OdpowiedzUsuń
  2. Rozdział powalający *-* najciekawsze momenty to rozmowa z Maxem i wyznanie Dominica ;) Już nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału, jestem ciekawa co będzie dalej :3

    OdpowiedzUsuń
  3. fajnie fajnie ;) zastanawia mnie jedno, Dominic pocałował ją tak przy Emily i chłopakach którzy siedzieli na sofie?

    OdpowiedzUsuń