wtorek, 25 grudnia 2012

Rozdział 6.

Rozbudziłam się dość wcześnie, zerknęłam na zegarek na którym wskazówka pokazywała szóstą. Nie czułam się wypoczęta, okropnie bolała mnie głowa i miałam zaropiałe oczy. Nadszedł wreszcie ten dzień, dzień w którym miałam wyjść z tych białych czterech ścian przesiąkłych zapachem chemikaliów i pleśni. Rozejrzałam się po pokoju i poczułam kropelkę spływającą po prawym policzku. Zamknęłam oczy i spróbowałam wymazać wszystkie myśli, ale one i tak sprowadzały mnie do sytuacji z mojego snu, który przeżyłam kilka godzin wcześniej. Dominic. We własnej wyobraźni sprawiłam, że moje największe marzenie się spełniło. Był tak blisko, czułam jego zapach, jego dotyk, słyszałam jego szept. Dotknęłam palcem ust, na których złożył swój pocałunek. Czułam się dziwnie, zdawało mi się, że zwariowałam. Fantazjowałam o chłopaku mojej przyjaciółki, która chyba by mnie zabiła, gdyby się o tym dowiedziała. Była przecież w niego tak wpatrzona, że nie zdołałaby się nim podzielić. Wzięłam głęboki wdech, aż zakręciło mi się w głowie.

-Wszystko w porządku? – usłyszałam głos Emily, która potrząsnęła moje ramię.

Zlękłam się, szybko otworzyłam oczy i wlepiłam w nią wzrok. Jak mogłam nie zauważyć, że weszła?

-Tak, okej. – podniosłam się i usiadłam obok niej na łóżku. – To już dziś.

Uśmiechnęłyśmy się do siebie.

-Tak, wreszcie będziemy mogły cieszyć się wakacjami tak jak należy.

-Co tu robisz tak wcześnie? – uświadomiłam sobie, że jest dopiero kilka minut po szóstej. – O ile dobrze pamiętam, oświadczyłaś mi na początku wakacji, że przez wszystkie te tygodnie będziesz wstawać z łóżka nie wcześniej niż o jedenastej. – zaśmiałam się i uderzyłam ją lekko w ramię.

-Chyba zwariowałaś, że przegapię tak ważną chwilę w życiu mojej przyjaciółki – oddała mi, jednak ciut mocniej. – Wychodzisz na wolność kobieto, mimo, że nie siedzisz tu długo, jestem już zmęczona ciągłym myleniem drogi do ciebie. Zawsze kieruję się do twojego domu.

Pokręciłam głową i oparłam się o jej ramię. Emily miała problemy z poruszaniem się w terenie. Kiedyś nawet próbowałam jej rysować mapki jak dojść do jakiejś restauracji czy sklepu, ale nigdy to nic nie dawało. Wiedziałam jednak, że wkrótce na jej urodziny kupię jej GPS.

-Witam panno Russueu. – odkręciłam się w kierunku drzwi, w których stał doktor. – Za pół godziny zapraszam do gabinetu na zdjęcie szwów.

-Dobrze, zjawię się. – odpowiedziałam kiwając głową. – Czy będzie ktoś mógł mi potowarzyszyć? – Nie miałam jeszcze pojęcia, kogo mogłam tam zabrać, ale na wszelki wypadek zadałam to pytanie.

-Oczywiście. A więc do zobaczenia.

Emily spojrzała na mnie z przerażeniem.

-Chyba nie myślałaś o mnie?

-Oczywiście, że nie. Jedyne osoby o których mogłam pomyśleć to nasi przyjaciele z Muse. – poklepałam ją po łopatce.

Zobaczyłam, jak twarz Emily nagle zbladła.

-No właściwie to chciałabym z tobą na ten temat porozmawiać.

Przełknęłam głośno ślinę, lecz miałam głęboką nadzieję, że moja przyjaciółka tego nie usłyszała.

-Słucham.

Spojrzała na podłogę i westchnęła.

-Co myślisz o Dominicu? – spytała po długiej chwili namysłu.

Jest przefantastycznym facetem, bogiem, powietrzem, wspaniały, słodki… Jednak zanim to powiedziałam, ugryzłam się w język.

-Hmm.. – wyrzuciłam z głowy wszystkie te epitety. – Zdaje mi się, że jest dość miły i można mu zaufać, a przynajmniej mi się tak zdaje. Nie znam go tak dobrze jak ty, ale z obserwacji wydaje się naprawdę dobrym człowiekiem.

Próbowałam nie przesłodzić tej wypowiedzi, ale po części była to prawda. Nie znałam go tak dobrze jak moja przyjaciółka, co bardzo mnie bolało, ale zmienić tego nie mogłam. Miałam po prostu za miękkie serce.

-Aha. – nie powiedziała nic więcej. Znów spojrzała na podłogę i siedziała tak przez dłuższą chwilę.

-Co się stało? – zaczęłam rozmowę od nowa z nadzieją na wyczerpującą odpowiedź. Jednak ona zamiast tego zaczęła szlochać. Odruchowo przytuliłam się do niej i pogłaskałam po ramieniu.

-Pokłóciłam się z nim. – odpowiedziała wreszcie zmienionym, nosowym głosem. – Nie jestem pewna, ale chyba ze mną zerwał. – po tych słowach wtuliła głowę w moją szyję i zaczęła głośnio płakać. Szczerze nie wiedziałam w tym momencie co czuję. Zdawało mi się na początku, że to satysfakcja i radość, ale potem zmieszałam się. Jak mogłam tak myśleć, skoro moja przyjaciółka cierpiała właśnie z tego powodu, z którego ja się cieszyłam. Nie mogłam jej tego zrobić, mimo wszystko wykorzystanie tej sytuacji byłoby dobrym pomysłem.

-Skąd wiesz, że z tobą zerwał? – postarałam się o troskliwy ton głosu. – Dlaczego mówisz, że ci się tak wydaje?

Oderwała głowę ode mnie i usiadła prosto, jednak nie spojrzała mi w twarz.

-Chodzi o to.. – przerwała. – Chodzi o to, że ja to zaczęłam.

Zaskoczyła mnie tą odpowiedzią, lecz nie chciałam tego po sobie poznać.

-Ale co było tego powodem? – tym razem zmusiłam się to spokojnego głosu.

Wzruszyła ramionami.

-Opowiem tobie to dokładnie. – zaczęła, wciąż patrząc w dół. – Wczoraj kiedy po koncercie poszliśmy do niego do domu zachowywał się jakoś dziwnie. Miałam uczucie, że nie miał najmniejszej ochoty na mnie patrzeć, a co dopiero rozmawiać. Nie było to miłe, więc zapytałam się o co chodzi. Odpowiedział, że nic, ale ja i tak nie dałam za wygraną. Zaczęłam naciskać i w końcu wyjawił, że od początku zdawało mu się, że nam nie wyjdzie, nie jest pewien czy możemy być nadal razem i czy w ogóle ma to sens. Wtedy wybiegłam z jego domu i wróciłam z płaczem do siebie. Wiem oczywiście, że gdybyś nie leżała w szpitalu, poszłabym wtedy do ciebie. Od tamtej pory ze sobą nie rozmawialiśmy, zdaje mi się, że mnie już nie kocha, albo co najgorsze, nie kochał mnie od początku, bawił się mną. Co mam teraz zrobić? Błagam, pomóż. Jesteś moją jedyną nadzieją.

Mętlik w głowie nie pozwalał mi się skupić. Co miałam jej poradzić? Powiedzieć „och daj spokój, faceci to faceci, nikt ich nie zrozumie, zapomnij o nim”, pobiec do niego i złamać serce własnej przyjaciółce? A może coś w stylu „będzie okej, kłótnie zdarzają się w związkach, ale to jedynie was wzmocni”. Postanowiłam wybrać inną opcję.

-Może pogadaj z nim? – zaproponowałam.

-Chyba sobie żartujesz – parsknęła śmiechem. – Nie mam zamiaru się do niego odzywać. Nie dam rady, wiem, że połknę język i zacznę płakać jak bóbr. Nie chcę się po raz kolejny kompromitować.

-Może ja z nim pogadam? – usłyszałam pytanie, ale dopiero po chwili doszło do mnie, że sama je zadałam.

-To genialny pomysł. – odpowiedziała Emily zanim ja zdążyłam wycofać swoją propozycję. I co teraz? Wpakowałam się w coś, z czego nie dam rady wyjść i będę musiała to zrealizować. Co mu powiem, jak wytłumaczę to wszystko? Nie miałam teraz głowy do tego, przede mną miałam jeszcze spotkanie z lekarzem. – Jesteś wspaniała, super. – pochyliła się i jeszcze raz mnie przytuliła.

-Czy przypadkiem nie powinnaś już iść na to całe zdjęcie szwów? – razem z Emily podskoczyłyśmy i zerknęłyśmy na drzwi. Stał tam Matt z szerokim uśmiechem na twarzy.

Wstałam z łóżka i podeszłam do niego.

-Właśnie się tam wybierałam. – stanęłam tuż obok niego. – Widzisz, tak zwlekam, bo nie chcę sama tam iść.

-No to idziemy. – spojrzał na Emily. – Idziesz?

Pokręciła głową.

-Idźcie, będę tu na was czekać.

-Nie zapytasz się, jak było na koncercie? – zagaił Matt, niezadowolony z ciszy, jaka nastała. Szliśmy korytarzem szpitalnym w kierunku gabinetu zabiegowego. Bałam się i nie miałam chęci na pogaduchy.

-No więc jak było?

-Było genialnie, zagraliśmy pięć piosenek i dostaliśmy za to kasę. Szkoda, że ciebie tam nie było, wymiataliśmy. Po koncercie poznałem pewną dziewczynę, nazywa się Gaia. Prześliczna i przeurocza istota. – westchnął teatralnie. – A co u ciebie?

Zachichotałam.

-A jak może być u mnie? Leże w szpitalu, ale dziś jest lepiej, ostatni dzień.

Znaleźliśmy się tuż przy drzwiach do gabinetu. Matt otworzył drzwi i wpuścił mnie pierwszą. Doktor siedział przy biurku w białym fartuchy. Pokoik był mały i było w nim duszno. Przy oknie stało włąśnie biurko, na nim komputer i sterta papierów. Tuż obok nas stał fotel z oparciem na nogi, niedaleko niego półki, zlew i inne rzeczy, na które nie miałam ochoty patrzeć. Lekarz gdy nas zobaczył wskazał na dwa krzesła po drugiej stronie biurka.

-Ach, pani Russueu, panią poproszę na ten fotel.

Złapałam mocno za rękę Matta i skrzywiłam się. Z jednej strony chciałam tego, z drugiej nie za bardzo. Bałam się jakiegokolwiek rodzaju bólu. Skierowałam się ku szaremu meblowi i usiadłam na nim kładąc głowę na oparciu. Matthew przycupnął na krześle obok fotela i złapał mnie za rękę. Uśmiechnął się do mnie i wymruczał coś pod nosem, zdawało mi się, że było to: „dasz radę”. Odwzajemniłam uśmiech i spojrzałam na doktora, który kręcił się przy zlewie. Słyszałam dźwięki uderzania metal o metal co jakiś czas, a to psiknięcie i trzaskanie drzwiczek. Po kilku minutach mężczyzna odkręcił się do mnie. Miał miły wyraz twarzy i był dość przystojny. Tak na oko wyglądał na trzydzieści lat. Był wysoki, szczupły i zadbały, co sprawiało, że nie pasował do tego miejsca. Zdjął przypinkę bandaża i zaczął odwiązywać i zdejmować go z mojego czoła. Po chwili zaczęłam czuć lekki odór krwi, który, gdybym stała, zwaliłby mnie z nóg. Gdy do końca odplątał opatrunek, położył go na stoliczku obok fotela i wziął do ręki gazę namoczoną jakąś cieczą. Po zdezynfekowaniu mojej rany zaczął zdejmować szwy. W tym momencie dziękowałam Bogu, że nie jestem na miejscu Matta, który siedział wpatrzony w każdy ruch doktora. Ja dawno bym się zrobiła zielona na twarzy i z ręką przylepioną do ust wybiegłabym z gabinetu w poszukiwaniu najbliższej toalety. Poczułam lekkie uszczypnięcie, a potem pieczenie. Nie był to ból, którego się spodziewałam, ale to nie znaczy, że było przyjemnie. Po kilku minutach ciszy i uciskania co jakiś czas dłoni Matta, lekarz położył przyrząd na stojaczek i uśmiechnął się.

-Niech twój przyjaciel powie, - zwrócił się do bruneta, któremu nadal miażdżyłam palce. – prawda, że bardzo ładnie się zagoiło?

Odkręciłam głowę w kierunku mojego towarzysza oczekując jego odpowiedzi.

-Jasne, wszystko super. Zobaczysz, niedługo już będziemy mogli biegać po plaży i skakać do wody. – powiedział z uśmiechem, który właśnie wrócił na jego twarz. Westchnęłam krótko, zadowolona, że to już po wszystkim.

-Dobrze, ja lepiej nie mogłem tego ująć. – zaśmiał się lekarz, klepiąc Matta po ramieniu. – Panno Russueu, proszę pamiętać o przemywaniu rany rano i wieczorem przez trzy następne dni, dobrze?

Kiwnęłam głową i zeszłam z fotela. Doktor uścisnął nam ręce i wyszliśmy z gabinetu.

-Ach, będziesz musiała poznać Gaię, czy wspominałam, że to genialna dziewczyna? Jest chyba trochę podobna do ciebie, z wyglądu, bo charaktery macie przeciwne.

Czyli jest taka jak Emily? Tak? Weszliśmy do pokoju w którym leżałam. Emily siedziała na sofie otoczona walizką i kilkoma siatkami.

-Co to? – zapytałam. – Spakowałaś mnie? Nie mam z kim wrócić do domu, mama jest w pracy, a tata wrócił już do Londynu.

Moja przyjaciółka wstała i podeszła do mnie.

-Kochana, Matt cię podwiezie. Przyszedł, bo ja go o to poprosiłam. No a że przyszedł wcześniej, to załapał się też na wizytę w zabiegowym. – zerknęła na moją skroń. – Nie jest tak źle, wreszcie wracasz do domu.

Tak jak Emily powiedziała, pomogli mi znieść wszystko na dół i zapakować do samochodu. Zanim odjechaliśmy załatwiłam wypis ze szpitala i pojechaliśmy do domu. Niecałe dwadzieścia minut później byłam już przed swoim gankiem.

-Jestem w domu – krzyknęłam z przyzwyczajenia, gdy przeszłam przez próg budynku. Pożegnałam się z moimi przyjaciółmi i jeszcze raz podziękowałam. Postawiłam swoją walizkę przy szafce na buty i weszłam do środka. Postanowiłam, że wypakuję wszystko później, na razie musiałam odespać we własnym łóżku. Gdy byłam już na trzecim stopniu naszych schodów, ktoś puknął mnie lekko w ramię.

-Nie przywitasz się? – zapytał Max, gdy się do niego odwróciłam.

-Jasne, że się przywitam. Po prostu nie wiedziałam, że jesteś w domu. – zeszłam ze schodów i poszliśmy do salonu. Usiadłam na sofie i zamknęłam oczy. Jak dobrze było być już w domu.

-Jak się czujesz? – usiadł obok mnie. – Widzę szwy zdjęte. Ładnie.

Zaśmiałam się.

-Tak, zdjęte. Czuję się dość dobrze, Matt i Emily mnie przywieźli. A jak ty się czujesz?

Wzruszył ramionami.

-Nic nadzwyczaj nienormalnego się nie dzieje. Wczoraj miałem małą kłótnię z ojcem, ale poza tym okej.

Nastała cisza. Max w pewnym momencie wstał.

-Może głodna?

-Nie dzięki. – również wstałam. – Jestem tak zmęczona, że zaraz zasnę na stojąco. Pójdę się przespać. Jakbyś miał gdzieś iść, nie bódź mnie i wróć o przyzwoitej godzinie. – przechodząc obok niego rozczochrałam mu włosy.

Gdy weszłam do mojego pokoju wzięłam głęboki wdech. Miałam chęć położyć się na łóżku i rozkoszować się miękkim materacem i ciepłą pościelą. Wyjrzałam przez okno. Jak to u nas lało za oknem. Złapałam za piżamę i przebrałam się, złożyłam swoje ubranie i położyłam na łóżku. Przymknęłam oczy i zasnęłam.

*** 

„Don't stop me now I'm having such a good time, I'm having a ball don't stop me now, If you wanna have a good time just give me a call” usłuszałam tekst piosenki “Don’t stop me now” Queen, którą miałam ustawioną jako bódzik do szkoły. Wstałam szybko i zszokowana zauważyłam, że to już dziesiąta. Dlaczego więc zadzwonił dzwonek? Zerknęłam na telefon i sprawdziłam, co się dzieje. Okazało się, że wczoraj Emily bawiła się moją komórką i poprzestawiała parę ustawień. Poszłam do łazienki doprowadzić się do stanu używalności. Spałam bardzo długo, bo wróciłam do domu około ósmej rano a wstałam na drugi dzień o dziesiątej. Byłam przykładem męki, jaką jest szpital dla człowieka. Ubrałam się w moją ulubioną tunikę i dżinsowe szorty. Zeszłam na dół, by zjeść śniadanie. Gdy weszłam do kuchni, zastałam w niej Emily bujającą się na obrotowym krześle przy barku.

-Co ty tu robisz? – zdziwiłam się. – Kto cię wpuścił do domu?

Zrobiła jeszcze jeden obrót na krześle.

-Max, przyszłam w tym samym momencie, co on wychodził, więc skorzystałam z sytuacji. – pokazała na blat. – Zrobiłam ci śniadanie.

Zerknęłam na jajecznicę, oczywiście na maśle, taka jaką zawsze lubiłam.

-Dziękuję. – zawsze robiła coś dla mnie, gdy czegoś chciała. – Więc jaka jest ta sprawa?

Zakręciła się raz jeszcze i wstała.

-Pamiętasz, co mi wczoraj obiecałaś?

-Nie przypominam sobie. – na serio, nie pamiętałam, abym wypowiadał wczoraj słowa „obiecuję”.

-No chodzi o Doma. – zaśmiała się. – Obiecałaś, że z nim pogadasz. Umów się dziś z nim, na jutro czy coś i wytłumacz mu, że go kocham i, że chcę wiedzieć, czy on też mnie kocha. Wytłumacz mu wszystko. Błagam, ja nie dam rady. Sama to wczoraj zaproponowałaś.

Ach, miałam nadzieję, że jednak o tym zapomni. Czyli musiałam to zrobić, ale nie chciałam dzwonić do niego przy niej. Jedynym wyjściem był plan szybkiej rozmowy przez telefon.

-Hmmm.. – przedłużałam. – No okej, jak już mi śniadanie zrobiłaś. Ale tak na serio, to jak się do niego dodzwonię i będzie miał czas to czemu nie. Ale opowiedz mi dokładnie, co mam mu przekazać.

Usiadła jeszcze raz na krześle i zrobiła następny obrót.

-Zacznij od tego, że go bardzo przepraszam. Poproś go, żeby ci wyjaśnił, czemu to wszystko powiedział. Co złego zrobiłam, na koniec zapytaj, czy mnie kocha i poinformuj go, że ja go bardzo. Po tym zdasz mi z tego relacje, ja wrócę do niego i wszyscy będą szczęśliwi.

Tak, wszyscy będą szczęśliwi, a zwłaszcza ja. Już widziałam w myślach ten mój uśmiech, to zadowolenie gdy on powie mi, jak bardzo ją kocha. Byłam w wielkiej kropce i nie wiedziałam, co mam zrobić.

-Okej. A teraz pozwól, że zjem swój pierwszy od kilku dni ciepły posiłek. – usiadłam na drugim krześle i zaczęłam jeść jajecznicę. Brakowało mi tego ciepła, które dawała każda gorąca potrawa. W szpitalu oczywiście byłam cały czas na kanapkach lub batonikach.

-To ja idę już, umówiona jestem z Tomem. Idziemy do kina, tak dla zabawy, na jakąś głupią komedię, bye. – dała mi buziaka w czoło i wyszła.

Gdy zjadłam, posprzątałam i sprawdziłam zawartość lodówki. Oczywiście nie było już ani soku, ani mleka czy nawet masła. Zakupy zawsze były na mojej głowie, więc sięgnęłam do najwyższej szafki w całej kuchni i wyjęłam pojemnik na ciasteczka. Wyjęłam z niego trochę pieniędzy. Wzięłam telefon i wyszłam z domu, zamykając go na klucz. Przeszłam powoli przez chodnik od schodów do siatki powoli, wspominając ten niefortunny wypadek. Wyjęłam moją komórkę i wybrałam „Dominic Howard” w kontaktach. Przykładając do ucha słuchawkę, miałam nadzieję, że nie odbierze.

-Halo? – usłyszałam jego głos, aż zabrakło mi tchu. – Hej Zoey.

Przełknęłam ślinę.

-Cześć Dom. Słuchaj, dzwonię do ciebie w pewnej małej sprawie.

Usłyszałam, jak się zaśmiał.

-Emily, tak?

-Tak. – odpowiedziałam krótko.

-Hmmm .. Możemy się jutro spotkać i o tym pogadać? Nie chcę cię naciągać na kasę.

Stanęło mi serce na pół minuty, ale musiałam się pozbierać. Miałam ważną sprawę do załatwienia, a nie chciałam zawieść Emily.

-Okej, to gdzie się spotkamy?

-Jutro przy barze na Heaven Street?

-Jasne, to do jutro.

-Pa. – rozłączył się.

Oderwałam telefon od ucha i przyłożyłam go do serca. Jestem z nim umówiona, z nim. Kawałeczek mojego marzenia miał się spełnić. Spotkamy się, tylko ja i on, ale było coś, co psuło mi tą satysfakcję. Musieliśmy rozmawiać na temat jego i Emily związku. Zamyślona szłam ulicą, aż w pewnej chwili wpadłam na kogoś i telefon wypadł mi z ręki. Gdy dotarło do mnie, co się stało, ktoś podał mi moją komórkę.

-Sorki, nie chciałem w ciebie wpaść. – odezwał się do mnie chłopak o głowę ode mnie wyższy, brunet o głowie pełnej loków z pięknymi zielonymi oczami. Uśmiechnął się do mnie i oddał mi telefon. – Nic ci nie jest?

-Nie, wszystko okej. To ja przepraszam, moja wina.

Spojrzał za siebie i potem znów odkręcił się do mnie.

-Jestem Aaron, Aaron Johnson. – przedstawił się podając mi rękę.

-Zoey Russeue, miło mi. – ścisnęłam mu dłoń.

-Słuchaj, spieszę się. – wyjął z kieszeni flamaster, przytrzymał moją rękę i przy kciuku zapisał kilkanaście cyfr. – Zadzwoń do mnie, a ja teraz muszę iść. Miło było na ciebie wpaść, Russueu.

Gdy odszedł, spojrzałam na numer, który mi zapisał. Wpisałam go do telefonu i wysłałam wiadomość. „Na ciebie również, Aaron.”